wtorek, 17 maja 2016

MATURA TO ZDECYDOWANIE BZDURA. CO DALEJ?

Hej Kochane! 
W sumie nie wiem czy jeszcze ktoś tutaj zagląda... Zaniedbałam bloga, Was i całą społeczność bloggera. Ale teraz powracam. Poooowoli, ale powracam :) 
Po pierwsze, tak jak w tytule- matura to bzdura. Tegoroczny maj był dla mnie chyba najcięższym miesiącem w moim życiu. Stres, był masakryczny... Ale dałam radę :) I nie tylko dałam radę, ale zdałam maturę (przynajmniej tak wynika z moich obliczeń xd)
Mimo wszystko plany na moje życie się zmieniły, i na razie nie wybieram się na studia. Robię sobie wolne, całoroczne wolne. I daję sobie czas na przemyślenie, co chcę robić w moim niestety nie nudnym życiu :)
A jeśli chodzi o bloga, to wracam z nową energią :) Chcę skończyć to co zaczęłam, bo uważam, że po prostu to powinnam zrobić :)
Ósmy rozdział wjedzie.. Myślę, że w następnym tygodniu :) 
Proszę Was tylko, że jeśli ciągle tu jesteście to dajcie znać czy w ogóle chcecie czytać moje opowiadanie :) 

Do następnego tygodnia, 
Ala :*

sobota, 23 stycznia 2016

SET SIÓDMY

Słowa wypowiedziane przeze mnie szokowały nie tylko Bartka siedzącego naprzeciwko mnie, ale również mnie samą. Nie wiedziałam, że jestem w stanie wypowiedzieć jeszcze komuś, że go kocham.. 
W życiu tak naprawdę kochałam dwóch mężczyzn.. 
Bartka, który miał być jedynym mężczyzną mojego życia. Jak wyszło wszyscy wiemy. Potem napatoczył się ten pożal się Boże, Tobias. Niby kochał mnie, na zabój. A wskoczył do łóżka pierwszej lepszej. Wiem, jakie wszyscy mieli o nim zdanie. Ale pomimo tego, ja naprawdę go kochałam. To właśnie on uleczył mnie z całego tego bólu. To on skleił tysiące kawałków, w jedno bijące dla niego, serce.
A teraz? Jestem szanowaną panią prezes, ogromnego banku w Japonii. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się wieczorem przytulić. Nikogo komu mogłabym opowiadać o kolejnym takim samym dniu w pracy. 
W sumie mogłabym mieć kota, ale biedaczek nie miałby łatwego życia. W końcu panna Julia Antiga, w domu tylko nocuje. Jakbym miała wygodniejszą kanapę w biurze, to pewnie nawet spanie w domu bym pominęła.
A wracając do Bartka. Siedzi. Siedzi i wlepia we mnie swoje niebieskie oczy. Oczekuję, że coś jeszcze powiem? Chyba teraz Twoja kolej, Bartoszu..
Hmm.. Pewnie nie wiesz co masz powiedzieć? Powiem w takim razie to za Ciebie..
-Bartek, zapomnij o tym.. Dobrze wiesz, że nie umiemy sobie porządnie spojrzeć w oczy, więc nawet nie mamy co myśleć o wspólnym życiu... Poza tym Japonia? Bartek co byś robił w Japonii?
-Nie Jula! Teraz nie pozwolę Ci zapomnieć. Nie możesz udawać, że tej rozmowy nie było. Nie możesz, po raz kolejny złamać mi serca. Będę o Ciebie walczył. Będę walczył, nawet jeśli oznacza to moją przeprowadzkę do Japonii. Wiesz, że jestem do tego zdolny- spojrzał na mnie tak, że miałam ochotę rzucić się na niego, i zatopić swoje usta w jego- Mogę nawet koczować pod Twoim bankiem
-Nie. Nie przeprowadzisz się tutaj. 
-A to niby czemu?
-Bo doskonale wiesz, że jeśli będę pod Twoją presją skończy się to nie za dobrze, dla nas obojga. 
-Przecież mnie kochasz. Wiesz, że to samo czuję do Ciebie. Nie rozumiem dlaczego, nie chcesz żebyśmy byli razem!
-Może dlatego, że od prawie pięciu lat nie umiemy ze sobą porozmawiać? Jak Ty to sobie wyobrażasz?- zobaczyłam zakłopotanie w jego oczach, więc kontynuowałam mój monolog- Myślisz, że teraz rzucisz wszystko i tak po prostu przeprowadzisz się na drugi koniec świata? No i oczywiście, uwzględniasz w tym swoim jakże genialnym planie, mieszkanie ze mną, prawda? Nie sądzisz, że po takim czasie musimy się od nowa poznać?
-To znaczy, że nie chcesz do mnie wrócić?!
-Jednak jesteś idiotą. Nie chodzi o to..
-To oświeć mnie, o co.
-Nie możemy tego robić małymi krokami? Dopóki jesteście tutaj możemy się spotykać w waszym wolnym czasie. Po waszym powrocie do Polski nadal będziemy mogli ze sobą rozmawiać. Do cholery to nie jest średniowiecze..
-Rozumiem. Małe kroczki, tak?
-Ta- nie zdążyłam dokończyć, kiedy poczułam zakliszczające się ramiona Bartka na mojej talii
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu zostaliśmy sami. Impreza zdążyła się skończyć, a chłopcy już dawno leżą w łóżkach i smacznie drzemią. Co prawda, ja również miałam zarezerwowany pokój, ale po dzisiejszych przejściach wolałam wrócić na noc do domu. Zadzwoniłam po taksówkę, na którą musiałam czekać wyjątkowo tylko pięć minut. Wsiadłam do auta, nie żegnając się z siatkarzem. Wiedziałam, że nie panuję nad sobą i emocjami. Mogłabym skończyć nie w swoim łóżku, i do tego nie samotnie...
W moim mieszkaniu jak zawsze czekała na mnie tylko ciemność. No i oczywiście stos papierów, który rósł z dnia na dzień. 
Po wejściu do domu zdjęłam w końcu niewygodne szpilki i na bosaka poszłam w kierunku lodówki. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest pełna... Zazwyczaj gości w niej tylko światło. Na jednej z półek znalazłam karteczkę:

"Zawsze się będę o Ciebie martwić.
Musisz coś jeść. Zakupy to nie takie trudne zajęcie
nieznajomyalepomocny"

Stałam przed otwartą lodówką, z karteczką w ręku. Łzy zaczynały napływać mi do oczu.. Pamiętam, jak dostałam wiadomość z dokładnie tym samym podpisem. Nie przejęłam się nią zbytnio, mimo że chwilę później spełniło się wszystko co było w niej napisane.. Wzięłam to nawet za głupi żart.. Ale teraz? 
Kilka tysięcy kilometrów od Paryża. Ten sam podpis. Karteczka w mojej lodówce. To może oznaczać tylko, że ktoś tutaj był. Ktoś otworzył moje drzwi i bez najmniejszego problemu chodził po mieszkaniu... Po moim mieszkaniu..
Strach jaki gości teraz w mojej głowie, jest nie do opisania. 
Siedzę na kanapie w salonie, z zapalonym każdym światłem w domu. To jedyna opcja kiedy wiem, że nikt nie stoi za moimi plecami. Nie zadzwoniłam do chłopaków, bo wiem że zaraz kazaliby mi się spakować i zamieszkać z nimi, a następnie musiałabym opuścić całą Japonię... Nigdy nie byłam osobą powszechnie lubianą, zawsze miałam wrogów. Może to właśnie jeden z nich postanowił zadrwić z mojego zdrowia psychicznego..
Noc przespałam na kanapie, z ciągle zapalonymi światłami. Z samego rana zamówiłam wymianę zamków, i postanowiłam nie przejmować się zajściem z nocy. Jeśli coś miałoby mi się stać, to już by się stało.
Chłopacy w Japonii zostali jeszcze tydzień, ale był to głównie wypoczynkowy tydzień. Mogli pojechać w każdy zakątek Japonii, warunkiem było tylko to, że za tydzień spotkają się w stolicy z której razem polecą do Polski. 
Kubi, Igła i Piter zdecydowali się na szybki trip po największych miastach Japonii. Nie zostawili mnie samej, bo jak tylko się dało wysyłali mi tysiące zdjęć, wiadomości. Dzwonili średnio po dwa razy dziennie.. Dwa razy każdy. 
Część kadry zdecydowała się na wycieczki wokół stolicy. Wyjeżdżali rano, a wieczorem już byli znowu w hotelu.
Tylko nieliczni w ogóle nie ruszali się ze stolicy. Jednym z niewielu kadrowiczów, był Bartek. Codziennie rano przychodził do mojego banku, ze śniadaniem. Zna mnie tak dobrze, był pewny że do pracy wychodzę bez śniadania. W ogóle się nie mylił. Siadaliśmy razem przy wielkim stole w moim gabinecie i razem konsumowaliśmy pierwszy posiłek, każdego dnia. Potem Bartek zostawiał mnie na trzy godziny, tylko po to żebym chociaż trochę mogła popracować i żebym nie została najszybciej wywalonym dyrektorem. Po trzech godzinach zabierał mnie z banku i razem szliśmy na długi spacer, podczas którego nie było chwili ciszy. Tematy nam się nie kończyły, w końcu do opowiedzenia mieliśmy pięć lat życia. Spacer zazwyczaj kończył się jakimś obiadem na mieście, bądź u mnie w domu. Po spacerze znowu zostawałam sama. Chociaż przepraszam, zawsze ze mną była sterta papierów do wypełnienia "na wczoraj". Wieczory spędzaliśmy razem, ale osobno. Głównie rozmawialiśmy przez telefon, bądź przez Skype. 
Po tygodniu mogłam powiedzieć, że znowu znam Bartka. Przypomniało mi się ile cukru sypie do herbaty, albo czy woli wodę gazowaną czy niegazowaną. 
Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, co w nim kochałam i co tak długo po naszym rozstaniu przeżywałam. 
Do aborcji wróciliśmy tylko raz. Pierwszego dnia, naszego wspólnego tygodnia. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, nie obyło się bez łez zarówno moich, jak i Bartka. Później nie widzieliśmy sensu powrotu do tej sprawy. Oboje wiemy, że nasze nienarodzone dziecko zawsze będzie w naszej pamięci.. 


________________________________________________________
Przepraszam! 
Wiem, że nie było mnie tu masę czasu. Właściwie w ogóle zniknęłam z bloggera.. 
Przez te parę miesięcy w moim życiu zaszło kilka znaczących zmian. I mimo wszystko były one ważniejsze niż blog.. 
Teraz kiedy już mam nadzieję, że wszystko wychodzi na prostą- wracam. 
Wracam do Was, na stałe :) Co prawda moja decyzja o powrocie nie była łatwa to stwierdziłam, że nie zostawię tego opowiadania tak rozgrzebanego. 
Najbardziej pomogłyście Wy! :* Dziękuję, za każdy komentarz dotyczący mojego powrotu.
A teraz zostawiam Was ze świeżą siódemką i liczę na Wasze opinie :) Wiem, że powroty są ciężkie, dlatego liczę się z tym że to nie jest mój najlepszy rozdział :)

PS. Proszę, żeby każdy z Was kto przeczyta ten rozdział zostawił po sobie chociaż mały ślad :)

Buziaki,
Ala :*

sobota, 16 stycznia 2016

KONIEC CZY NIE?

Hej Kochane! 
Dostaje od Was mnóstwo pytań, czy pojawi się ciąg dalszy historii.. 
I przyznam szczerze, że długo nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Sama biłam się z myślami, czy jest jeszcze sens pisania tej historii.
Ale.. Zdecydowałam, że dokończę coś co zaczęłam :)
Aczkolwiek, nie wiem kiedy to nastąpi. 
Teraz 90% mojej uwagi skupia się na maturze, a pozostałe 10% na studniówce (którą, mam za jakieś 9 godzin) :)

Jestem ciekawa, czy nadal jesteście zainteresowane Julką i Bartkiem. Czy może uważacie, że powinnam sobie darować bloga? 
Dajcie znać jakie jest Wasze zdanie :)
Buziaki, 
Ala :*

środa, 28 października 2015

SET SZÓSTY

Od mojego przyjazdu do Japonii mijają dzisiaj dwa tygodnie. Nie dzieje się nic. Przepraszam. Nie dzieje się nic poza pracą. Praca, spanie, praca, spanie, praca.. i wiadomo co dalej. 
Z chłopami się nie widuję, ponieważ nie mam zupełnie na to czasu. Miałam bilety na wszystkie dotychczasowe mecze, ale pojawiłam się tylko na dwóch. Jest mi głupio i smutno jednocześnie. 
Chłopacy dosyć dobrze ukrywają swoje niezadowolenie z mojej nieobecności. Właściwie to wszyscy poza Pitem. Wysoki na ponad dwa metry przyjaciel daje mi jasno do zrozumienia, że na kolejnym meczu moja obecność jest obowiązkowa. Co mam zrobić innego?
23 września zasiadam na japońskich trybunach, ubrana w koszulkę z numerem sześć (Tak. Tak, dokładnie z numerem Bartka). To jedyna moja koszulka reprezentacyjna.. Biało- czerwone policzki, w stu procentach potwierdzają komu kibicuję. Na hali jestem 20 minut przed czasem, więc widzę chłopaków rozgrzewających się na boisku. Nie wyglądają jakby za chwilę mieli rozegrać mecz, od którego zależy ich wygrana w całym turnieju. Piter z Bartkiem popychają się i przekrzykują kto ma wyższy zasięg. Igła leży na parkiecie, jakby co najmniej był w Sopocie. A może to już Karaiby? 
Kubi jak na kapitana przystało jest z nich wszystkich najbardziej skupiony. Tępo wpatruje się w jeden z narożników boiska. W takich właśnie momentach chciałabym wejść mu do głowy. Dowiedzieć się co myśli siatkarz, chwilę przed rozpoczęciem tak ważnego meczu..
Dwie minuty.. Minuta.. I z głośników wybrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego. Jest to jeden z moich ulubionych momentów. Jedni śpiewają tak dobrze znane mi słowa, a drudzy stoją jak rzeźby z rękoma skrzyżowanymi na plecach. Nasz hymn, wiedzieć czemu budzi pewien lęk nawet w najcięższym przeciwniku.
Hymn Włochów nie budzi we mnie, żadnej emocji. Nawet tej najgłębiej ukrytej.. 
Pierwszy set, to nie ukrywajmy ale porażka. Nasze przyjęcie jest gorsze od przyjęcia przedszkolaków. W ataku nie istniejemy, a kwestii środka to w ogóle nie poruszę. Przegrywamy 25:14.
Gdyby nie fakt, że na boisku są moi przyjaciele to pewnie bym wyszła. Tak nudnego seta dawno nie widziałam. Jedni biją, drudzy są bici..
Drugi set zaczynamy całkowicie zmienioną szóstką, jak się okazuje szczęśliwą dla nas szóstką. W końcu zaczynamy grać. Zaczynamy wierzyć, że zwycięstwo jest dla nas. W końcówce nawet wracają do łask cieszynki. Gładko i pięknie wygrywamy 25:19.
Trzeci set, dzięki Bogu jest kontynuacją drugiego. Mimo tego, że na boisko wraca podstawowa szóstka. Jeden set na ławce dał ich chyba dużo do myślenia. Nie tracą bezmyślnie piłek. Odbierają, atakują, serwują i blokują. Wszystko robią praktycznie perfekcyjnie. Nawet cieszą się z pewną perfekcją w ruchach. 
W przerwie na trybunach pojawiają się koło mnie dwaj olbrzymi. 
-Jula! Jula! Możemy to wygrać. Możemy wygrać Puchar Świata! Rozumiesz to?- zawsze wiedziałam, że Igła ma problemy emocjonalne..
-Rozumiem. I cieszę się razem z Wami. Wiecie ja nie chcę Wam psuć tego, ale...
-Ale jeszcze nie wygraliśmy. To chcesz powiedzieć?- myślę, że w tym momencie to Kubiak siedzi mi w głowie- Za dobrze Cię znam
-Nie ukrywam, że zaczynam się bać o swoje życie- wytknęłam mu język- Niedługo wejdziesz do mojej głowy.
-Miałby dużo miejsca, w końcu pewne braki masz- obaj wybuchli niepohamowanym śmiechem
-Idźcie już, zanim Wam coś uszkodzę!
Set czwarty. Zwany setem decydującym. Decyduje o naszym zwycięstwie..
Zaczynamy go od wysokiej, pięcio punktowej straty. Od początku Włosi prezentują wyższy poziom. Dopiero po przerwie technicznej zaczynamy żyć. Zaczynamy grać i pojmować o co chodzi w grze jaką jest siatkówka. Odbijamy się od dna Bajkału,by wspiąć się na siatkówkowy Everest. 
Wygrywamy! W końcu mamy pierwsze miejsce, w najokrutniejszym turnieju na świecie..
Chłopacy skaczą po sobie, na siebie i w ogóle w różnych kombinacjach. Stefan patrzy na nich jak na debili, ale sam ma łzy szczęścia w oczach. Skąd to wiem? 
Wiem, bo właśnie znajduję się koło mojego brata. Ochrona nie przejmuje się nawet, że teoretycznie jakaś fanka przytula się do trenera reprezentacji. 
Po chwili znajduję się w centrum całego tego zamieszania. Wokół mam kilkunastu olbrzymów, nie przejmujących się tym, że mogą mnie zdeptać. Cieszą się, po prostu się cieszą.. W całym tym hałasie udaje mi się usłyszeć zaproszenie na imprezę w hotelu. 
Wiem, że jeśli odmówię to obrażą się na mnie śmiertelnie. 
Chwytam za telefon, dzwonię do firmy informując że przez najbliższe dwa dni nie pojawię się w pracy. Zaletą bycia szefem jest fakt, że nie muszę się tłumaczyć z mojej nieobecności. Czemu dwa dni? Przeżyłam kilka imprez z polskimi siatkarzami i doskonale wiem, że na dzisiejszym wieczorze to się nie skończy. Dobrze będzie jak skończy się za te dwa dni..
Pięć minut po przyjeździe do hotelu każdy ma już nalaną kolejkę. Za chwilę ma nalaną drugą.. Trzecią.. Piątą... I nie wiadomo którą już. Pijani siatkarze są dla mnie mimo wszystko słodkim widokiem. Siedzą na kanapach, przytuleni do małych poduszeczek. Nawet nie zdają sobie sprawy, że mają robione setki zdjęć. Jeśli nie śpią to budzi się w nich demon tańca- czytaj włączają im się ruchy Winiara. Nie daj Boże, jeśli jesteś jedyną dziewczyną w towarzystwie. Przez dobre półtorej godziny nie masz żadnej szansy na odpoczynek, napicie się czy nawet zrobienie siku. 
Po fazie na Winiara, przychodzi czas na zwierzenia. Może nie uwierzycie, ale dla mnie jest to najgorszy ich etap. Problemy miłosne. Problemy związane ze sportem. Problemy z wychowywaniem dzieci. A nawet problemy z wychowywaniem żony. Jeśli pójdzie źle to nawet potrafią płakać.. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie czas na moje problemy, ale nie wiedziałam że nastąpi on dzisiaj.
Kiedy wysłuchałam już żali wszystkich zebranych, mogłam w końcu spokojnie usiąść przy barze i przyglądać się powrotowi fazy na Winiara. 
-Mogę się dosiąść?- poznawałam ten głos wszędzie, nawet po pijaku.
-Skoro musisz. 
-Muszę. W końcu od kilku lat nie słuchałaś moich żali. 
-Nie żartuj sobie, Bartek. 
-Nie żartuję. A teraz siedź i mnie wysłuchaj- już mam ochotę coś powiedzieć, kiedy kładzie mi palec na ustach- Teraz ja mówię. Ty już miałaś swoją szansę. Nie będę Cię przepraszać, bo robiłem to już z setki razy. Nie zmienia to nic.. Wiem, że zabiłem nasze dziecko. Najpierw je, a potem nas. Ale Jula nie cofnę tego co było pięć lat temu. Nie mam takiej mocy. A nawet jeśli bym miał to nie wiem czy bym ją wykorzystał. Masz świadomość, że dzięki tej decyzji żyjesz?! Gdybyś donosiła ciążę to najprawdopodobniej teraz siedziałbym z naszym pięcioletnim dzieckiem nad Twoim grobem! I to nie było tak, że ja nie chciałem mieć z Tobą dzieci. Chciałem. Ale w tym momencie byłaś dla mnie ważniejsza. Chciałem ratować Twoje życie, a nie życie jeszcze nienarodzonego dziecka. I mimo, że mnie nienawidzisz to właśnie to powinnaś zrozumieć. Wybrałem miłość i tyle! 
-Kto Ci powiedział, że Cię nienawidzę?
-Teraz to Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda?- pokręciłam przecząco głową- Sama mi to powiedziałaś.
-Wiesz dlaczego całą winę zrzucałam na Ciebie? Dlatego, że sama nie umiałam przyznać się do tego, że ja też zawiniłam. Mogłam się nie zgodzić. Mogłam nie uleć, a mimo to zrobiłam to. Poddałam się. Chciałam żyć. Tworzyć z Tobą coś pięknego, a zamiast tego okazałam się morderczynią mojego dziecka.
-Julka czego ty tak naprawdę chcesz od życia? 
-Od pięciu lat chcę tego samego. Szczęścia. Miłości. Ciepła. Zdrowia. Dziecka. I Ciebie. Od 1825 dni chcę usłyszeć od Ciebie, że ciągle mnie kochasz. 
-Po co? Chcesz mnie upokorzyć? Chcesz, żebym wyznał Ci moje uczucia które w jednej sekundzie możesz zdeptać. 
-Myśl co chcesz, ale ja.. Ja nadal Cię kocham.


______________________________________________
Przepraszam, za moją nieobecność. 
Tym razem brak weny postanowił połączyć swoje siły z klasą maturalną :D Jak widać znowu wygrali...
Tego wyżej nie skomentuję.. Liczę, że Wy zrobicie to za mnie :)

PS. Wiem, że mam ogromne zaległości u Was.. Ale nawet nie mam czasu na nadrobienie. Ale obiecuję, że się pojawię :)
PS. 2 Nie wiem kiedy pojawi się siódemka, ale na pewno się pojawi :)
PS. 3 Miłego weekendu i miłego czytania! :3

Buziaki, 
Ala ;*

niedziela, 4 października 2015

SET PIĄTY

Powolnym krokiem szedłem w kierunku hotelu. W tym momencie nie obchodziło mnie nic. Ludzi, którzy prosili mnie o autograf zbywałem lekkim, i wymuszonym uśmiechem. Polecenie Stefana, o wspólnym powrocie do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania, zignorowałem. Na mordercze wzroki Pita i Kubiego machnąłem tylko ręką. Potrzebowałem kilku minut sam na sam. 
Przez tyle lat byłem pewny, że ona jest szczęśliwa. Liczyłem się z tym, że kiedyś zostanie żoną. A potem matką cudownych dzieci. A teraz? A teraz przez przypadek dowiaduje się, że zrujnowałem jej całe życie. Pewnie macie mnie teraz za ostatniego skurwiela, ale to nie jest tak.. Może od początku?
Poznałem Julkę na jej osiemnastych urodzinach, wyprawiała je w jednym z wrocławskich klubów. Pojawiłem się tam tylko dlatego, że moja ówczesna dziewczyna była jej koleżanką. Już podczas składania jej życzeń urodzinowych,wpadła mi w oko. Ale miałem dziewczynę na której mi zależało, więc po prostu to zignorowałem. Na tej imprezie poznałem też Olę i Pitera. Jeszcze wtedy nie myślałem nawet o tym, że będę grał w Reprezentacji Polski, a moim przyjacielem z pokoju będzie właśnie Pitu. Ola i Piotrek, chyba też nie myśleli że to właśnie ta impreza zaprowadzi ich przed ołtarz... 
Ale wracając do mnie i Julki. Tego wieczora nie wiele ze sobą rozmawialiśmy, byłem w końcu tylko chłopakiem jednej z jej koleżanek. Moim towarzyszem do picia został właśnie Nowakowski. W godzinach porannych lekko nieświadomy tego co robię zostawiłem Julce mój numer telefonu, prosząc żeby się do mnie odezwała (idiota...). Kasia przez kilka dni się do mnie nie odzywała mając mi za złe, że dałem numer jakiejś pannie. W końcu przekonałem ją, że Julia nie daje znaku życia, więc się odczepiła.
Osiemnastka była w styczniu, a Julka odezwała się do mnie na początku lipca. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw na przyjacielskie spotkania, a w październiku przekształciło się to w związek. Związek który jak się okazało miał trwać ponad trzy lata. 
Po maturze Julia wyjechała do rodziców do Francji, i to tam ostatecznie miała studiować. Z resztą ja też miałem przenieść się do francuskiej ligi. Wszystko było już ustalone. Ale wkroczył prezes Zaksy z takimi warunkami, że nie opłacało mi się rezygnować z gry w polskiej lidze. 
I właśnie tutaj po raz pierwszy nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Ja zostaje w polskiej lidze, a Julka zabiera papiery z paryskiej uczelni. Tym sposobem oboje zostajemy na starych śmieciach. 
Od października oboje zamieszkaliśmy w Kędzierzynie. Julia zaczęła studia na wydziale ekonomicznym, a mnie pochłonęły treningi i mecze. A wcześniej jeszcze po raz pierwszy mogłem wziąć udział w zgrupowaniu kadry narodowej. Dużo osób zaczynało w nas wątpić. Sądzili, że nie wytrzymamy tak szybkiego tempa naszego życia. Nic bardziej mylnego. 
Z dnia na dzień miałem wrażenie, że coraz bardziej zakochuje się w tej dziewczynie. Na moich oczach zaczęła zmieniać się z trochę roztrzepanej nastolatki, w poukładaną kobietę. Idealnie w tym temacie się uzupełnialiśmy. 
W styczniu 2008 roku pojechaliśmy do Francji. Spędziliśmy tam ponad trzy tygodnie. Jula oprowadziła mnie po całym Paryżu, zwiedziliśmy małe miasta położone w całej Francji. Po kilku latach naszego związku, mogę stwierdzić że zwiedziliśmy ze sobą prawie pół świata. Ale mimo wszystko wyjazd do Francji wspominam najlepiej. 
Rok 2008 wniósł wiele zmian do naszego życia. Pierwszą rocznicę naszego związku świętowaliśmy już w nowym mieszkaniu. Naszym nowym domem stał się Bełchatów. A miejscem moich treningów Skra Bełchatów. Julka nadal studiowała ekonomię. 
29 grudnia 2008 stajemy się narzeczeństwem. 
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia nie zdajemy sobie sprawy, że rok 2009 będzie dla nas krytyczny.
W styczniu jak co roku wybieramy się na krótkie wakacje. Dwudzieste urodziny Julci świętujemy tym razem w pięknej i ciepłej jak na zimę, Barcelonie. Miesiące do listopada mijają nam jakoś zbyt... łagodnie. Skra zdobywa mistrzostwo Polski, ja kończę dwadzieścia lat, Julka spokojnie kończy drugi rok ekonomii i zaczyna trzeci. Piter i Ola w końcu zdają sobie sprawę, że bez siebie nie potrafią żyć. Rodzice Julki odwiedzają nas w bełchatowskim mieszkaniu. Stefan- brat Juli ciągle gra w Bełchatowie, więc mają ze sobą idealny kontakt. 
Przychodzi listopad... Julka z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Prawie nic nie jada. Ciągle leci jej krew z nosa, i dziąseł. Jej skóra nabiera koloru białej farby.. I w końcu węzły chłonne powiększają się do ogromnych rozmiarów. Do momentu kiedy nie traci przytomności nie sprawdzamy co oznaczają te objawy... I tu robimy błąd naszego życia.
19 listopada 2009 roku dowiadujemy się, że Julia Antiga jest chora na ostrą białaczkę szpikową. 
Po raz kolejny nasze życie przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Od pierwszego grudnia Julka poddaje się chemioterapii, oraz zostaje wpisana na listę osób czekających na przeszczep szpiku. Od tego też momentu oboje nie wychodzimy ze szpitala. Nasz związek po raz pierwszy przeżywa taką próbę. Jej skutki nie grają na naszą korzyść...
Luty okazuje się najgorszym miesiącem z tych zimowych. Po kolejnych badaniach, dowiadujemy się, że nasza rodzina ma zamiar się powiększyć. Nie w takich okolicznościach chciałem się dowiedzieć, że zostanę ojcem. 
Po rozmowie z lekarzem dowiaduje się, że ciąża przy białaczce jest praktycznie wyrokiem. Mogę za kilka miesięcy mieć przy sobie dwie osoby, albo mogę nie mieć żadnej...
Jeśli chodzi o ciąże mamy dwa odmienne zdania. Julia marzy o dziecku, więc nie chce słyszeć o aborcji. Kiedy zaczynam poruszać ten temat od razu milknie i każe mi wyjść z sali. Nie dociera do niej nawet fakt, że mogę zostać sam. 
Może macie mnie za ostatniego skurwiela, ale postawcie się w mojej sytuacji. W ciągu czterech miesięcy dowiaduje się, że mogę stracić ukochaną, a potem dowiaduję się że mogę stracić ukochaną i dziecko.. Nie wiem jak Wy, ale ja chciałem ratować chociaż jedno życie.
Pod koniec lutego docierają do Julii moje argumenty. Decydujemy się na przerwanie ciąży. Na początku mam wrażenie, że nie odbija się to na nas aż tak bardzo..
W maju Julia przechodzi przeszczep. Pierwsze promienie słoneczne pojawiają się w naszym życiu. Jak się okazuje pierwsze i ostatnie. 
Nie umiemy ze sobą rozmawiać. Julia odsuwa się ode mnie, więc ja zatracam się w treningach. W sierpniu 2010 roku nasz związek się kończy, a razem z tym zdarzeniem zaczynam rozumieć pewne rzeczy. 
Zabiłem nasze dziecko. Zabiłem Julkę. I w końcu zabiłem też siebie..
We wrześniu już nie mamy ze sobą żadnego kontaktu, wiem jedynie że Julka wyjechała na stałe do Francji. To jedyne informacje jakie otrzymuje w przeciągu pięciu lat.
Pierwszy raz spotykam się z Julką po pięciu latach, w domu Nowakowskich. 
Dochodzę do hotelu, ze świadomością że czeka mnie pogadanka Pita.. Wiem, że są przyjaciółmi ale mógłby przestać osądzać mnie przez pryzmat tych zdarzeń. Przyjaźnimy się od tylu lat, ale jak tylko w pobliżu pojawia się Julia, Piter traci głowę i zaczyna za wszelką cenę jej bronić..
Wchodzę do pokoju i widzę puste łóżko Nowakowskiego. Albo jest na masażu, albo mnie unika. Nie interesuje mnie to. Korzystam z chwili kiedy nie ma mojego przyjaciela, idę pod prysznic i szybko kładę się do łóżka. Nie mam ochoty na rozmowę na temat mojego życia.


______________________________________________
Hej Kochane! :*
Przepraszam Was za tak długą przerwę.. Ale od miesiąca mam wroga numer jeden- szkołę.. Prowadzimy pewną wojnę. 2-0 dla klasy maturalnej :P
Mam nadzieję, że set piąty Wam się spodoba. Postanowiłam napisać go w trochę innej formie niż te poprzednie :) Chciałam wyjaśnić przeszłość naszej pary :) 
Proszę napiszcie mi czy może tak być :)

Obiecuję też, że nadrobię wszystkie zaległości u Was. Ale dajcie mi jeszcze trochę czasu :)
Miłego czytania!
Alaa ;*

poniedziałek, 21 września 2015

SET CZWARTY

Piękne mieszkanie w paryskiej kamienicy, zamieniłam na apartament na dwudziestym trzecim piętrze japońskiego wieżowca. Moje piękne zabytkowe meble, przekształciły się w nowoczesne, mało wygodne przedmioty. Pierwsze co musiałam zrobić po przyjeździe do Japonii, to pójść do salonu meblarskiego. Chociaż po części to mieszkanie, powinno wyglądać na moje. 
Nie musiałam długo czekać, na moje pierwsze japońskie spotkanie. Niecałe dwie godziny po moim przylocie miałam spotkać się z dobrze znanymi mi osobami. Kiedy weszłam do restauracji, w której serwują podobno najlepsze sushi od razu zobaczyłam moich gości. Nie trudno było ich nie zauważyć, w końcu jako jedyni tutaj mieli więcej niż metr osiemdziesiąt wzrostu. 
-Gdzie wieża z talerzy? 
-Jula! Wiedziałem, że i tak pojedziesz z nami do Japonii 
-Kubi teoretycznie to, nie jestem tu z Wami- puściłam oczko do Pita siedząco koło Bartka- Stefan by mnie zabił, jakbym zaczęła Wam przeszkadzać 
-Nie przesadzaj. Ucieszyłby się, że w ogóle znalazłaś dla niego czas 
-Bartek! Musisz zawsze taki być?!- na mojego obrońcę zawsze można liczyć- Ogarnij się. 
-Chyba wrócę do hotelu. Fizjoterapeuta czeka- mijający mnie siatkarz, o mało co nie zabił mnie wzrokiem. 
-Idiota. 
-Nie ważne. Piter jak tam się czujesz jako mąż?  
-Jak młody Bóg- wszyscy się zaśmialiśmy- Olka jest zajebistą żoną. I powiem Wam, że już strasznie za nią tęsknię. 
-Olek nie chciał przylecieć z Wami? Słyszałam, że był takie pomysł. 
-Był, ale zrezygnowaliśmy z niego. 
-Czemu?- nie wiedziałam czemu, ale Piter zdecydowanie unikał odpowiedzi na moje pytanie 
-Julcia, bo Pity są w ciąży!- Kubi i jego dotrzymywanie tajemnic 
-Naprawdę? Piter czemu ja nic o tym nie wiem? 
-Oj bo ja się wygadałem Kubiemu. Teraz on się wygadał Tobie. A chcieliśmy z Olką, żebyś dowiedziała się od nas, i to też dopiero po moim powrocie do Polski. 
-Ha ha rozumiem, że nie mam gratulować na razie Oli? 
-Jakbyś mogła. No i udawaj zaskoczoną jak Ci powie- spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem 
-Oj chłopaki, co ja bym bez Was zrobiła?  
-Wyszłabyś za tego żabojada... A tak dzięki, Piterowi i mojej skromnej osobie jesteś szczęśliwą wolną kobietą. Jak się z tym czujesz? 
-Nie chce odejmować Wam zasług, ale nie wyszłam za Tobiasa tylko dlatego, że mnie zdradzał. I o ile wiem, to nie zdradzał mnie z żadnym z Was. 
-Blee. Nie wiem jak Kubiego, ale mnie nigdy Francuzi nie pociągali 
-Fuuuj. 
-Kocham Was głupki. Ale niestety muszę Was opuścić.. Obiecałam, że pojawię się jeszcze dzisiaj w banku. Dacie sobie radę beze mnie? 
-Nie mamy wyjścia. 
-Ale będziesz na meczu?- te oczy shrekowego kota.. 
-Mam bilety, więc będę. Jak dobrze pójdzie to poprzeszkadzam Wam też na treningu- ucałowałam każdego z osobna, i wyszłam z restauracji..
Nie da się ukryć, że japońskie powietrze znacznie odbiega od paryskiego. Nie wiem ile czasu zajmie mi przywyknięcie, do ludzi w białych maskach.. Powolnym krokiem przeciskałam się przez tłumy przechodniów, uważając tylko żeby nikogo nie zdzielić torebką. 
Każda ulica tutaj wygląda tak samo. Wysokie, głównie przeszklone budynki. Setki, a może już nawet tysiące samochodów. Małe ludziki, przebierające nóżkami tak szybko że nie jesteś w stanie za nimi nadążyć.. Rysuneczki, które są napisami znajdują się na każdym sklepie, bądź telebimie. Nikt nie przejmuje się, że właśnie w Ciebie wszedł, albo że Cię kopnął. Wszyscy śpieszą za swoim życiem...
Kiedy w końcu, po prawie godzinie widzę ogromny budynek z logiem banku, mam ochotę skakać z radości. Ale chyba pani prezes nie wypada, nie?
Poprawiam spódnicę, i pewnym krokiem wchodzę do ogromnego holu. O dziwo jest praktycznie pusty... Na środku, za ogromną recepcją siedzą dwie młode kobiety. A przynajmniej tak mi się wydaje.. Tutaj ciężko rozróżnić młodą i starszą kobietę. Orientuje się, że stoję  przejściu już jakąś chwilę, więc żeby na wstępie nie robić złego wrażenia podchodzę z uśmiechem, do kobiety.
-Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
-Nazywam się Julia Antiga. Mogłabym rozmawiać z prezesem? 
-Oczywiście. Zostałam uprzedzona, że pani się pojawi- uśmiecha się sztucznie, wskazując ręką windę- Niech pani wjedzie na ostatnie piętro. Gabinet prezesa, bardzo łatwo znaleźć.
Odchodząc od miejsca gdzie siedzi mała brunetka słyszę kilka ciekawych opinii na mój temat. Ciekawa jestem, czy młoda recepcjonistka ma świadomość, że już niedługo mogę ją zwolnić..
W windzie wciskam guzik piętnastego piętra. Na szczęście jadę sama, więc mam możliwość szybkiego ogarnięcia mojej twarzy. Puder, szminka i prawie wyglądam jak człowiek.
Faktycznie nie trudno znaleźć gabinet prezesa. Ostatnie piętro budynku składa się z małego pokoiku, gdzie swoje biurko ma asystentka. Na pozostałych metrach kwadratowych znajduje się duże pomieszczenie, na środku którego stoi ogromne biurko, z proporcjonalnym krzesłem. W rogu pokoju stół przygotowany idealnie do konferencji. Poza tym dwie kanapy ustawione naprzeciwko siebie, a pomiędzy nimi stolik ze świeżo ściętymi kwiatami.
-Witam pani Julio. Pozwoli pani, że jeszcze na chwilę usiądę na fotelu prezesa?
-Oczywiście, niech czyni pan honory.
-Może od początku- uśmiecha się, siadając po raz ostatni na fotel, który zajmował przez kilkanaście lat- Bardzo się cieszę, że przyjęła pani propozycję. Wiem, że to diametralna zmiana życia, ale liczę że przyzwyczai się pani bardzo szybko. Pani Julio, od tego momentu jest pani odpowiedzialna za działalność wszystkich banków. Nadzoruje pani pracę każdego zespołu, jaki powstał. Może pani uznać, że Ci ludzie nie wykonują swojej pracy tak jak powinni, i po prostu może ich pani zwolnić. 
Monolog prezesa.. byłego prezesa trwał dobre pół godziny. Przekazał mi wszystkie otwarte sprawy, jak również wszystkie pomysły na nowe inwestycje. Dowiedziałam się, że zespół pracujący w tutejszym banku nie został poinformowany o zmianie głowy dowodzącej.
-W takim razie, od dzisiaj to pani jest tutaj prezesem. 
-Julia- wyciągnęłam dłoń w kierunku mężczyzny- Myślę, że możemy przejść już na ty. 
-James. Miło mi- uśmiechnął się- Więc Julio jakie będzie Twoje pierwsze polecenie służbowe? 
-Myślę, że już jedno mam w głowie. Na dzisiaj to już wszystko, prawda? Chciałabym wrócić do domu, żeby chociaż trochę się rozpakować. 
-W takim razie oboje wychodzimy. 
Po zjechaniu na parter banku, oboje z Jamesem skierowaliśmy się do recepcji.
-Pani Sato, chciałbym przedstawić pani nową przełożoną. Pani Julia właśnie została nowym prezesem. 
-Zasadniczo to zostałam prezesem, ale nie pani- miny Jamesa i pani Sato, dały mi do zrozumienia że nie wyraziłam się zbyt jasno- Jeśli wygłasza pani takie komentarze o każdym kliencie, bądź członku zarządu to nie mamy o czym rozmawiać. Nie chcę mieć w zespole kogoś, kto za plecami będzie obgadywał ludzi. Na spakowanie swoich rzeczy ma pani czas do końca dnia. Do widzenia.
Następny dzień w pracy dał do zrozumienia moim pracownikom, że nie należę do osób które dają sobie wejść na głowę. Mimo wszystko mam wrażenie, że nasze stosunki z czasem się polepszą i całkowicie uregulują. 
Z pracy wychodziłam o siedemnastej, a to tylko dlatego, że chciałam w spokoju dojechać na dziewiętnastą na mecz chłopaków. W końcu obiecałam im, że pojawię się na prawie każdym meczu.
Hala wypełniona była może w jednej trzeciej.. Widać Japończycy nie są ogromnymi fanami siatkówki. Usiadłam na moim krzesełku, z idealnym widokiem na chłopaków. 
Chwila rozgrzewki. Hymny. Zaczynamy bój z Tunezją. 
Mecz nie trwał długo. Chłopacy rozbroili Tunezję w trzech setach. Byli zmęczeni, ale ewidentnie szczęśliwi. Mówi się, że pierwszy mecz jest najważniejszy, daje taką pozytywną energię do działania. 
Po meczu wyszłam przed halę, licząc na to, że jak będą wychodzić to zahaczą o moją ławeczkę.
-Długo czekasz? 
-Nie mów, że to Cię obchodzi..
-Jula, nie możemy normalnie porozmawiać?
-Bartek, przecież to Ty zawsze traktujesz mnie jak idiotkę. To Ty unikasz mnie jak tylko możesz..
-Żałuję tego co się kiedyś stało. Nigdy więcej, już bym tego nie powiedział..
-Nie powiedział? Bartek Ty mnie prawie, że do tego zmusiłeś! 
-Jula, proszę Cię..
-Nie to ja Cię proszę. Byłam szczęśliwa, oboje byliśmy. A Ty pewnego dnia, po prostu stwierdziłeś że nie chcesz tego dziecka! Moja ciąża była cudem, który już nigdy więcej się nie powtórzy! 
-Jak to się nie..
-Nie mogę mieć dzieci. Nienawidzę Cię! Nigdy nie będę już w stu procentach szczęśliwa..


___________________________________________
Hej Kochane! ;*
Oddaję w Wasze ręce czwóreczkę :) Mam nadzieję, że Wam się podoba :3
Wy też macie już dosyć szkoły? :D

PS. Obiecuję, że powoli będę nadrabiać zaległości na Waszych blogach :)
Buziaki, 
Ala ;*

piątek, 11 września 2015

SET TRZECI

Obudziłam się zlana potem. Moja druga połówka nieświadoma niczego, ciągle miarowo oddychała. Lekko odchyliłam kołdrę i wydostałam się z łóżka. Szybkim krokiem skierowałam się do salonu, gdzie powinien być mój telefon. Chwyciłam aparat i weszłam w wykaz połączeń. Ostatnie połączenie było od Tobiasa... Czyli mam rozumieć, że nic się nie stało? Te wszystkie połączenia były moim chorym snem?! Wyciągnęłam z lodówki wodę i napiłam się tak szybko, że aż w okolicach mózgu czułam chłód, nie mówiąc już o uczuciu w moich zatokach. Spojrzałam na zegarek. 4:27. Nie będę aż tak wredna i zadzwonię do Oli w ludzkich godzinach. 
Spojrzałam przez okno, gdzie promienie słoneczne zaczynały przebijać się przez wieżę Eiffla. 
Czasami się zastanawiam czym sobie zasłużyłam na takie życiowe szczęście. Nigdy nie byłam zbytnio uprzejma dla ludzi. Zero akcji w wolontariacie z mojej strony. A mimo to mieszkam w najpiękniejszej europejskiej stolicy, u boku kochanego mężczyzny Mam kochającą rodzinę i najlepszych przyjaciół pod słońcem. Zdecydowanie jestem życiową szczęściarą.
-Kochanie nie śpisz już?
-Nie śpię od czwartej.. Miałam okropny sen i już nie zasnęłam. Która godzina, że Ty już jesteś na nogach? 
-Jula nieprzerwanie od kilku lat wstaję o tej samej godzinie. Jest wpół do ósmej.
-Kurwa mać, na ósmą mam spotkanie z prezesem- jeszcze nie wiem jak to zrobiłam, ale o 7:45 wyjeżdżałam z garażu. Przejechanie połowy miasta w piętnaście minut, w godzinie szczytu może okazać się zadaniem niewykonalnym.
-Pani Julio witamy!
-Dzień dobry panie Bernardzie. Prezes już przyjechał? 
-Tak czeka na panią w sali konferencyjnej. Ale spokojnie, wyglądało że ma dobry humor.
-Zobaczymy na jak długo. Niech pan trzyma za mnie kciuki- za moment zobaczyłam Bernarda pokazującego właśnie ten gest- Dziękuję!
-Witam panie prezesie. Przepraszam za spóźnienie, ale były ogromne korki.
-Pani Julio nic się nie stało. Czekał bym na panią nawet pół dnia, wie pani że mam słabość- uśmiechnął się, wskazując ręką krzesło naprzeciwko siebie- Niech pani usiądzie, to będzie długa rozmowa.
-Mam się bać? Z tego co wiem, nasze wyniki są naprawdę dobre. Nie ma większych problemów z kadrą, ani z klientami. Czy może się mylę?
-Nie myli się pani. Od kiedy jest pani dyrektorem wyniki naszego oddziału poprawiły się o prawie 100%, nie ukrywam że cały zarząd jest pod wrażeniem. Wie pani, że mamy kilka oddziałów na całym świecie, i muszę powiedzieć, że paryski oddział jest drugim zaraz po japońskim. Stąd właśnie moja wizyta. 
-Przepraszam, ale ja chyba nadal nie rozumiem. Przeleciał pan tyle świata, żeby powiedzieć mi że wyniki naszego oddziału są takie dobre. Wybaczy pan, ale to lekko nie rozsądne- zaśmiał się- Przepraszam.
-Przyleciałem tutaj, żeby panią o coś prosić. Za dwa miesiące odchodzę na emeryturę, razem z zarządem szukamy mojego zastępcy. A właściwie to mam nadzieję, że go znaleźliśmy. Pani Julio chcielibyśmy, żeby to pani zajęła moje miejsce.
-Słucham?! Żartuje pan sobie ze mnie? Przecież główna siedziba znajduj się w Tokio. Miałabym rzucić całe swoje tutejsze życie, i tak z dnia na dzień wyjechać?
-Proszę, żeby pani nie dawała odpowiedzi teraz. To wymaga chwili zastanowienia. Zróbmy tak, że za tydzień zadzwonię do pani i spytam się o decyzję, dobrze?
-Oczywiście. Czy to wszystko? Chwilowo chciałabym jeszcze wrócić do moich teraźniejszych obowiązków.
-Tak to wszystko.
-Do widzenia. 
-Do usłyszenia, pani Julio.
Opuściłam salę konferencyjną w trybie ekspresowym. Weszłam do swojego gabinetu, uprzednio prosząc moją asystentkę o odwołanie wszystkich spotkań, oraz o nieprzekierowywanie połączeń. Pokój składał się głównie z okien, przez które było widać całą panoramę stolicy. Każdy wieżowiec, pojedyncze kamienice, a czasami nawet małe domki z ogródkami. Wszystko to było otoczką dla stalowej konstrukcji, tak często odwiedzanej przez ludzi z całego świata... Czy jestem zdolna zamienić spokojne, paryskie uliczki dla zatłoczonych japońskich ulic? Albo czy potrafię zamienić wszystkie piękne kamienice na nowoczesne, i w ogóle nie ładne budynki? 
Umiem zamienić rolę małej dyrektorki na rolę prezesa ogólnoświatowego banku? A przede wszystkim czy moja miłość gotowa będzie wyjechać, ze mną na drugi koniec świata tylko po to, żebym mogła się rozwijać? Teoretycznie Tobias, posiada tylko rodzinny biznes. Co będzie robił w Japonii, nie znając języka i nie posiadając jakiegoś konkretnego zajęcia?! Ja wiem. Będzie marudził, że zniszczyłam nam życie. Inaczej. Będzie mówił, że cieszy się moim szczęściem ale po chwili zaczniemy skakać sobie do gardeł.. Nie będziemy umieli cieszyć się tym co mamy. Będziemy stopniowo wzajemnie się wyniszczać, aż w końcu nie zostanie z nas już nic.. Czy jestem gotowa, aż na takie poświęcenie?
Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk, informujący o nowym emailu. Usiadłam przy biurku, otwierając lekko uchylonego laptopa. Wchodząc z pocztę zobaczyłam, że czekają na mnie trzy nie otwarte wiadomości. Jedna od prezesa informująca mnie o szczegółach mojego ewentualnego przejścia na jego fotel. Kolejna od Pita( swoją drogą ciągle przechodzą mnie dreszcze jak przypomnę sobie sen jaki miałam..), a w niej kilka zdjęć z wesela Cichych. Trzecia i ostatnia była od adresu, którego w ogóle nie kojarzyłam..

 "od: nieznajomyalepomocny
do: Julia Antiga               

Nie liczy się fakt, kim jestem. Liczy się to, że wiem coś na temat Twojego życia. 
A konkretnie na temat Twojego narzeczonego. Przyjedź do Waszej ulubionej kawiarni, dzisiaj o 15:30. Zobaczysz o czym mówię. 

nieznajomy"

Normalnie zignorowałabym taką wiadomość, ale nie ukrywajmy że nie jest to pierwsza sytuacja tego typu. Poza tym od spotkania asystentki Tobiasa w mieszkaniu, stałam się lekko podejrzliwa. 
Od spotkania z prezesem stałam się i tak bezwartościowa w firmie, więc koło 15 wsiadłam do auta i zaczęłam kierować się w stronę ulubionej kawiarni. Równo o 15:30 zajechałam do miejsca, gdzie kawę było czuć nawet w zamkniętym samochodzie. 
Ledwo weszłam do środka, i już wiedziałam o co chodzi. Mój. MÓJ narzeczony siedział przy jednym stoliku ze swoją asystentką. Składał na jej policzku czułe pocałunki, by powoli przejść na usta. Nie wyglądało to na pierwszy pocałunek tej dwójki. Tobias był tak zajęty swoją nową dziewczyną, że nawet mnie nie zauważył. Postanowiłam, nie robić mu awantury w miejscu publicznym. Nie będę przez takiego kutasa psuć sobie nienagannej reputacji. 
Wróciłam do mieszkania, bez poczucia że moje życie właśnie legło w gruzach. Spokojnie poszłam do sypialni i spod łóżka wyciągnęłam walizki należące do Tobiasa. Otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać jego idealnie ułożone koszulki, spodnie i wszystkie inne części garderoby. Nie śpieszyłam się z tym. Potem zebrałam wszystkie kosmetyki z łazienki i też włożyłam je do walizki. Po pakowaniu, weszłam do gabinetu i usiadłam na fotelu za biurkiem. 
Zaczynało się ściemniać, kiedy usłyszałam przekręcanie klucza w zamku. Spokojnie czekałam, na wejście mojego narzeczonego do jego gabinetu.
-Jula, co Ty tutaj robisz? Myślałem, że jesteś w banku- podszedł i pocałował mnie w czubek głowy
-Mieszkam tutaj, w przeciwieństwie do Ciebie. Walizki już są spakowane- uśmiechnęłam się do chłopaka- Możesz zamieszkać z Pauline jeśli chcesz, nie bronię Ci.
-O czym Ty mówisz? 
-Byłam w tej kawiarni. Byłeś tak zajęty tą suką, że nawet mnie nie zauważyłeś. 
-To nie tak, Jula.
-Nie chcę wiedzieć jak. Nie chcę wiedzieć czy ją przeleciałeś czy jeszcze nie. Nie chcę wiedzieć, czy podczas mojej nieobecności chodziła w moim szlafroku albo pieprzyła się z Tobą w naszym łóżku. Nie obchodzi mnie to.
-Popełniasz błąd! Co zrobisz beze mnie?!
-Wyjadę do Japonii. Dostałam dzisiaj propozycję objęcia posady prezesa. I wiesz co? Przyjmę ją- ściągnęłam pierścionek z palca i wcisnęłam mu do dłoni- Masz go. Nigdy mi się nie podobał. Pauline wygląda na taką której się spodoba. 
-Jesteś pewna? Jeśli przejdę przez te drzwi to już nigdy nie wrócę.
-Wypierdalaj. W ciągu tygodnia masz zabrać wszystkie papiery z gabinetu. Potem oddasz mi klucze i nigdy się nie pojawisz w moim życiu.
Miesiąc później byłam już spakowana i gotowa na nowe życie. Przyjęłam propozycję bez wahania. Miałam trochę problemów z przekonaniem rodziców do mojego wyjazdu, ale w końcu zrozumieli że będę się rozwijać. Poza tym odwiedzenie mnie wydało im się dobrym pretekstem, żeby pojechać do Japonii. Jeśli chodzi o Tobiasa to zabrał papiery w ciągu dwóch dni, potem już nigdy się nie spotkaliśmy. I o dziwo przez ten czas nie uroniłam nawet jednej łzy. Za to moi przyjaciele uronili ich chyba z całe morze. Oczywiście ze szczęścia, że już nie ma go w moim życiu. 
Z chłopakami zobaczę się w Japonii, bo już obiecałam im że załatwię sobie bilety na Puchar Świata. W końcu skoro będę w kraju kwitnącej wiśni, to czemu nie pójść na takie widowisko?
Japonio nadchodzę i zamierzam być cholernie szczęśliwa!

____________________________________________________________
Hej Kochane! :*
Przepraszam, że tak długo mnie nie było.. Zaczęła się szkoła, a co za tym idzie zaczęła się dla mnie klasa maturalna :/ A jak Wam idzie w szkole? Do której klasy poszliście? :D
Potem zepsuł się mój komputer.. A teraz jeszcze od ponad tygodnia jestem chora :D Siedzę w domu trzeci dzień i dopiero dzisiaj mam siłę, na dokończenie trzeciego seta :) Miał wyglądać inaczej. Ale nie mogłam nic zrobić Pitom. Za bardzo ich polubiłam :) 
Ale co Wy na to, że pozbywamy się Tobiasa? :D Myślicie, że to ostateczne pożegnanie? :)
I co Wy na wyjazd Julii do Japonii? :3 
Obiecuję, że w następnym secie będzie więcej Bartka! <3

PS. Oglądacie Puchar Świata? :) Pewnie nie, bo godziny są do dupy... Wstanie w sobotę o 5:00 graniczy z cudem :D Ale czego się nie robi dla chłopaków, nie? ;)
PS. 2 Dziękuję za tyle wyświetleń :)
PS. 3 Chwilowo pożegnałam się z askiem, ale na pewno wrócę :)

Buziaki, 
Ala :*