środa, 28 października 2015

SET SZÓSTY

Od mojego przyjazdu do Japonii mijają dzisiaj dwa tygodnie. Nie dzieje się nic. Przepraszam. Nie dzieje się nic poza pracą. Praca, spanie, praca, spanie, praca.. i wiadomo co dalej. 
Z chłopami się nie widuję, ponieważ nie mam zupełnie na to czasu. Miałam bilety na wszystkie dotychczasowe mecze, ale pojawiłam się tylko na dwóch. Jest mi głupio i smutno jednocześnie. 
Chłopacy dosyć dobrze ukrywają swoje niezadowolenie z mojej nieobecności. Właściwie to wszyscy poza Pitem. Wysoki na ponad dwa metry przyjaciel daje mi jasno do zrozumienia, że na kolejnym meczu moja obecność jest obowiązkowa. Co mam zrobić innego?
23 września zasiadam na japońskich trybunach, ubrana w koszulkę z numerem sześć (Tak. Tak, dokładnie z numerem Bartka). To jedyna moja koszulka reprezentacyjna.. Biało- czerwone policzki, w stu procentach potwierdzają komu kibicuję. Na hali jestem 20 minut przed czasem, więc widzę chłopaków rozgrzewających się na boisku. Nie wyglądają jakby za chwilę mieli rozegrać mecz, od którego zależy ich wygrana w całym turnieju. Piter z Bartkiem popychają się i przekrzykują kto ma wyższy zasięg. Igła leży na parkiecie, jakby co najmniej był w Sopocie. A może to już Karaiby? 
Kubi jak na kapitana przystało jest z nich wszystkich najbardziej skupiony. Tępo wpatruje się w jeden z narożników boiska. W takich właśnie momentach chciałabym wejść mu do głowy. Dowiedzieć się co myśli siatkarz, chwilę przed rozpoczęciem tak ważnego meczu..
Dwie minuty.. Minuta.. I z głośników wybrzmiewa Mazurek Dąbrowskiego. Jest to jeden z moich ulubionych momentów. Jedni śpiewają tak dobrze znane mi słowa, a drudzy stoją jak rzeźby z rękoma skrzyżowanymi na plecach. Nasz hymn, wiedzieć czemu budzi pewien lęk nawet w najcięższym przeciwniku.
Hymn Włochów nie budzi we mnie, żadnej emocji. Nawet tej najgłębiej ukrytej.. 
Pierwszy set, to nie ukrywajmy ale porażka. Nasze przyjęcie jest gorsze od przyjęcia przedszkolaków. W ataku nie istniejemy, a kwestii środka to w ogóle nie poruszę. Przegrywamy 25:14.
Gdyby nie fakt, że na boisku są moi przyjaciele to pewnie bym wyszła. Tak nudnego seta dawno nie widziałam. Jedni biją, drudzy są bici..
Drugi set zaczynamy całkowicie zmienioną szóstką, jak się okazuje szczęśliwą dla nas szóstką. W końcu zaczynamy grać. Zaczynamy wierzyć, że zwycięstwo jest dla nas. W końcówce nawet wracają do łask cieszynki. Gładko i pięknie wygrywamy 25:19.
Trzeci set, dzięki Bogu jest kontynuacją drugiego. Mimo tego, że na boisko wraca podstawowa szóstka. Jeden set na ławce dał ich chyba dużo do myślenia. Nie tracą bezmyślnie piłek. Odbierają, atakują, serwują i blokują. Wszystko robią praktycznie perfekcyjnie. Nawet cieszą się z pewną perfekcją w ruchach. 
W przerwie na trybunach pojawiają się koło mnie dwaj olbrzymi. 
-Jula! Jula! Możemy to wygrać. Możemy wygrać Puchar Świata! Rozumiesz to?- zawsze wiedziałam, że Igła ma problemy emocjonalne..
-Rozumiem. I cieszę się razem z Wami. Wiecie ja nie chcę Wam psuć tego, ale...
-Ale jeszcze nie wygraliśmy. To chcesz powiedzieć?- myślę, że w tym momencie to Kubiak siedzi mi w głowie- Za dobrze Cię znam
-Nie ukrywam, że zaczynam się bać o swoje życie- wytknęłam mu język- Niedługo wejdziesz do mojej głowy.
-Miałby dużo miejsca, w końcu pewne braki masz- obaj wybuchli niepohamowanym śmiechem
-Idźcie już, zanim Wam coś uszkodzę!
Set czwarty. Zwany setem decydującym. Decyduje o naszym zwycięstwie..
Zaczynamy go od wysokiej, pięcio punktowej straty. Od początku Włosi prezentują wyższy poziom. Dopiero po przerwie technicznej zaczynamy żyć. Zaczynamy grać i pojmować o co chodzi w grze jaką jest siatkówka. Odbijamy się od dna Bajkału,by wspiąć się na siatkówkowy Everest. 
Wygrywamy! W końcu mamy pierwsze miejsce, w najokrutniejszym turnieju na świecie..
Chłopacy skaczą po sobie, na siebie i w ogóle w różnych kombinacjach. Stefan patrzy na nich jak na debili, ale sam ma łzy szczęścia w oczach. Skąd to wiem? 
Wiem, bo właśnie znajduję się koło mojego brata. Ochrona nie przejmuje się nawet, że teoretycznie jakaś fanka przytula się do trenera reprezentacji. 
Po chwili znajduję się w centrum całego tego zamieszania. Wokół mam kilkunastu olbrzymów, nie przejmujących się tym, że mogą mnie zdeptać. Cieszą się, po prostu się cieszą.. W całym tym hałasie udaje mi się usłyszeć zaproszenie na imprezę w hotelu. 
Wiem, że jeśli odmówię to obrażą się na mnie śmiertelnie. 
Chwytam za telefon, dzwonię do firmy informując że przez najbliższe dwa dni nie pojawię się w pracy. Zaletą bycia szefem jest fakt, że nie muszę się tłumaczyć z mojej nieobecności. Czemu dwa dni? Przeżyłam kilka imprez z polskimi siatkarzami i doskonale wiem, że na dzisiejszym wieczorze to się nie skończy. Dobrze będzie jak skończy się za te dwa dni..
Pięć minut po przyjeździe do hotelu każdy ma już nalaną kolejkę. Za chwilę ma nalaną drugą.. Trzecią.. Piątą... I nie wiadomo którą już. Pijani siatkarze są dla mnie mimo wszystko słodkim widokiem. Siedzą na kanapach, przytuleni do małych poduszeczek. Nawet nie zdają sobie sprawy, że mają robione setki zdjęć. Jeśli nie śpią to budzi się w nich demon tańca- czytaj włączają im się ruchy Winiara. Nie daj Boże, jeśli jesteś jedyną dziewczyną w towarzystwie. Przez dobre półtorej godziny nie masz żadnej szansy na odpoczynek, napicie się czy nawet zrobienie siku. 
Po fazie na Winiara, przychodzi czas na zwierzenia. Może nie uwierzycie, ale dla mnie jest to najgorszy ich etap. Problemy miłosne. Problemy związane ze sportem. Problemy z wychowywaniem dzieci. A nawet problemy z wychowywaniem żony. Jeśli pójdzie źle to nawet potrafią płakać.. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie czas na moje problemy, ale nie wiedziałam że nastąpi on dzisiaj.
Kiedy wysłuchałam już żali wszystkich zebranych, mogłam w końcu spokojnie usiąść przy barze i przyglądać się powrotowi fazy na Winiara. 
-Mogę się dosiąść?- poznawałam ten głos wszędzie, nawet po pijaku.
-Skoro musisz. 
-Muszę. W końcu od kilku lat nie słuchałaś moich żali. 
-Nie żartuj sobie, Bartek. 
-Nie żartuję. A teraz siedź i mnie wysłuchaj- już mam ochotę coś powiedzieć, kiedy kładzie mi palec na ustach- Teraz ja mówię. Ty już miałaś swoją szansę. Nie będę Cię przepraszać, bo robiłem to już z setki razy. Nie zmienia to nic.. Wiem, że zabiłem nasze dziecko. Najpierw je, a potem nas. Ale Jula nie cofnę tego co było pięć lat temu. Nie mam takiej mocy. A nawet jeśli bym miał to nie wiem czy bym ją wykorzystał. Masz świadomość, że dzięki tej decyzji żyjesz?! Gdybyś donosiła ciążę to najprawdopodobniej teraz siedziałbym z naszym pięcioletnim dzieckiem nad Twoim grobem! I to nie było tak, że ja nie chciałem mieć z Tobą dzieci. Chciałem. Ale w tym momencie byłaś dla mnie ważniejsza. Chciałem ratować Twoje życie, a nie życie jeszcze nienarodzonego dziecka. I mimo, że mnie nienawidzisz to właśnie to powinnaś zrozumieć. Wybrałem miłość i tyle! 
-Kto Ci powiedział, że Cię nienawidzę?
-Teraz to Ty sobie ze mnie żartujesz, prawda?- pokręciłam przecząco głową- Sama mi to powiedziałaś.
-Wiesz dlaczego całą winę zrzucałam na Ciebie? Dlatego, że sama nie umiałam przyznać się do tego, że ja też zawiniłam. Mogłam się nie zgodzić. Mogłam nie uleć, a mimo to zrobiłam to. Poddałam się. Chciałam żyć. Tworzyć z Tobą coś pięknego, a zamiast tego okazałam się morderczynią mojego dziecka.
-Julka czego ty tak naprawdę chcesz od życia? 
-Od pięciu lat chcę tego samego. Szczęścia. Miłości. Ciepła. Zdrowia. Dziecka. I Ciebie. Od 1825 dni chcę usłyszeć od Ciebie, że ciągle mnie kochasz. 
-Po co? Chcesz mnie upokorzyć? Chcesz, żebym wyznał Ci moje uczucia które w jednej sekundzie możesz zdeptać. 
-Myśl co chcesz, ale ja.. Ja nadal Cię kocham.


______________________________________________
Przepraszam, za moją nieobecność. 
Tym razem brak weny postanowił połączyć swoje siły z klasą maturalną :D Jak widać znowu wygrali...
Tego wyżej nie skomentuję.. Liczę, że Wy zrobicie to za mnie :)

PS. Wiem, że mam ogromne zaległości u Was.. Ale nawet nie mam czasu na nadrobienie. Ale obiecuję, że się pojawię :)
PS. 2 Nie wiem kiedy pojawi się siódemka, ale na pewno się pojawi :)
PS. 3 Miłego weekendu i miłego czytania! :3

Buziaki, 
Ala ;*

niedziela, 4 października 2015

SET PIĄTY

Powolnym krokiem szedłem w kierunku hotelu. W tym momencie nie obchodziło mnie nic. Ludzi, którzy prosili mnie o autograf zbywałem lekkim, i wymuszonym uśmiechem. Polecenie Stefana, o wspólnym powrocie do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania, zignorowałem. Na mordercze wzroki Pita i Kubiego machnąłem tylko ręką. Potrzebowałem kilku minut sam na sam. 
Przez tyle lat byłem pewny, że ona jest szczęśliwa. Liczyłem się z tym, że kiedyś zostanie żoną. A potem matką cudownych dzieci. A teraz? A teraz przez przypadek dowiaduje się, że zrujnowałem jej całe życie. Pewnie macie mnie teraz za ostatniego skurwiela, ale to nie jest tak.. Może od początku?
Poznałem Julkę na jej osiemnastych urodzinach, wyprawiała je w jednym z wrocławskich klubów. Pojawiłem się tam tylko dlatego, że moja ówczesna dziewczyna była jej koleżanką. Już podczas składania jej życzeń urodzinowych,wpadła mi w oko. Ale miałem dziewczynę na której mi zależało, więc po prostu to zignorowałem. Na tej imprezie poznałem też Olę i Pitera. Jeszcze wtedy nie myślałem nawet o tym, że będę grał w Reprezentacji Polski, a moim przyjacielem z pokoju będzie właśnie Pitu. Ola i Piotrek, chyba też nie myśleli że to właśnie ta impreza zaprowadzi ich przed ołtarz... 
Ale wracając do mnie i Julki. Tego wieczora nie wiele ze sobą rozmawialiśmy, byłem w końcu tylko chłopakiem jednej z jej koleżanek. Moim towarzyszem do picia został właśnie Nowakowski. W godzinach porannych lekko nieświadomy tego co robię zostawiłem Julce mój numer telefonu, prosząc żeby się do mnie odezwała (idiota...). Kasia przez kilka dni się do mnie nie odzywała mając mi za złe, że dałem numer jakiejś pannie. W końcu przekonałem ją, że Julia nie daje znaku życia, więc się odczepiła.
Osiemnastka była w styczniu, a Julka odezwała się do mnie na początku lipca. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw na przyjacielskie spotkania, a w październiku przekształciło się to w związek. Związek który jak się okazało miał trwać ponad trzy lata. 
Po maturze Julia wyjechała do rodziców do Francji, i to tam ostatecznie miała studiować. Z resztą ja też miałem przenieść się do francuskiej ligi. Wszystko było już ustalone. Ale wkroczył prezes Zaksy z takimi warunkami, że nie opłacało mi się rezygnować z gry w polskiej lidze. 
I właśnie tutaj po raz pierwszy nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Ja zostaje w polskiej lidze, a Julka zabiera papiery z paryskiej uczelni. Tym sposobem oboje zostajemy na starych śmieciach. 
Od października oboje zamieszkaliśmy w Kędzierzynie. Julia zaczęła studia na wydziale ekonomicznym, a mnie pochłonęły treningi i mecze. A wcześniej jeszcze po raz pierwszy mogłem wziąć udział w zgrupowaniu kadry narodowej. Dużo osób zaczynało w nas wątpić. Sądzili, że nie wytrzymamy tak szybkiego tempa naszego życia. Nic bardziej mylnego. 
Z dnia na dzień miałem wrażenie, że coraz bardziej zakochuje się w tej dziewczynie. Na moich oczach zaczęła zmieniać się z trochę roztrzepanej nastolatki, w poukładaną kobietę. Idealnie w tym temacie się uzupełnialiśmy. 
W styczniu 2008 roku pojechaliśmy do Francji. Spędziliśmy tam ponad trzy tygodnie. Jula oprowadziła mnie po całym Paryżu, zwiedziliśmy małe miasta położone w całej Francji. Po kilku latach naszego związku, mogę stwierdzić że zwiedziliśmy ze sobą prawie pół świata. Ale mimo wszystko wyjazd do Francji wspominam najlepiej. 
Rok 2008 wniósł wiele zmian do naszego życia. Pierwszą rocznicę naszego związku świętowaliśmy już w nowym mieszkaniu. Naszym nowym domem stał się Bełchatów. A miejscem moich treningów Skra Bełchatów. Julka nadal studiowała ekonomię. 
29 grudnia 2008 stajemy się narzeczeństwem. 
W nocy z 31 grudnia na 1 stycznia nie zdajemy sobie sprawy, że rok 2009 będzie dla nas krytyczny.
W styczniu jak co roku wybieramy się na krótkie wakacje. Dwudzieste urodziny Julci świętujemy tym razem w pięknej i ciepłej jak na zimę, Barcelonie. Miesiące do listopada mijają nam jakoś zbyt... łagodnie. Skra zdobywa mistrzostwo Polski, ja kończę dwadzieścia lat, Julka spokojnie kończy drugi rok ekonomii i zaczyna trzeci. Piter i Ola w końcu zdają sobie sprawę, że bez siebie nie potrafią żyć. Rodzice Julki odwiedzają nas w bełchatowskim mieszkaniu. Stefan- brat Juli ciągle gra w Bełchatowie, więc mają ze sobą idealny kontakt. 
Przychodzi listopad... Julka z dnia na dzień czuje się coraz gorzej. Prawie nic nie jada. Ciągle leci jej krew z nosa, i dziąseł. Jej skóra nabiera koloru białej farby.. I w końcu węzły chłonne powiększają się do ogromnych rozmiarów. Do momentu kiedy nie traci przytomności nie sprawdzamy co oznaczają te objawy... I tu robimy błąd naszego życia.
19 listopada 2009 roku dowiadujemy się, że Julia Antiga jest chora na ostrą białaczkę szpikową. 
Po raz kolejny nasze życie przewraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Od pierwszego grudnia Julka poddaje się chemioterapii, oraz zostaje wpisana na listę osób czekających na przeszczep szpiku. Od tego też momentu oboje nie wychodzimy ze szpitala. Nasz związek po raz pierwszy przeżywa taką próbę. Jej skutki nie grają na naszą korzyść...
Luty okazuje się najgorszym miesiącem z tych zimowych. Po kolejnych badaniach, dowiadujemy się, że nasza rodzina ma zamiar się powiększyć. Nie w takich okolicznościach chciałem się dowiedzieć, że zostanę ojcem. 
Po rozmowie z lekarzem dowiaduje się, że ciąża przy białaczce jest praktycznie wyrokiem. Mogę za kilka miesięcy mieć przy sobie dwie osoby, albo mogę nie mieć żadnej...
Jeśli chodzi o ciąże mamy dwa odmienne zdania. Julia marzy o dziecku, więc nie chce słyszeć o aborcji. Kiedy zaczynam poruszać ten temat od razu milknie i każe mi wyjść z sali. Nie dociera do niej nawet fakt, że mogę zostać sam. 
Może macie mnie za ostatniego skurwiela, ale postawcie się w mojej sytuacji. W ciągu czterech miesięcy dowiaduje się, że mogę stracić ukochaną, a potem dowiaduję się że mogę stracić ukochaną i dziecko.. Nie wiem jak Wy, ale ja chciałem ratować chociaż jedno życie.
Pod koniec lutego docierają do Julii moje argumenty. Decydujemy się na przerwanie ciąży. Na początku mam wrażenie, że nie odbija się to na nas aż tak bardzo..
W maju Julia przechodzi przeszczep. Pierwsze promienie słoneczne pojawiają się w naszym życiu. Jak się okazuje pierwsze i ostatnie. 
Nie umiemy ze sobą rozmawiać. Julia odsuwa się ode mnie, więc ja zatracam się w treningach. W sierpniu 2010 roku nasz związek się kończy, a razem z tym zdarzeniem zaczynam rozumieć pewne rzeczy. 
Zabiłem nasze dziecko. Zabiłem Julkę. I w końcu zabiłem też siebie..
We wrześniu już nie mamy ze sobą żadnego kontaktu, wiem jedynie że Julka wyjechała na stałe do Francji. To jedyne informacje jakie otrzymuje w przeciągu pięciu lat.
Pierwszy raz spotykam się z Julką po pięciu latach, w domu Nowakowskich. 
Dochodzę do hotelu, ze świadomością że czeka mnie pogadanka Pita.. Wiem, że są przyjaciółmi ale mógłby przestać osądzać mnie przez pryzmat tych zdarzeń. Przyjaźnimy się od tylu lat, ale jak tylko w pobliżu pojawia się Julia, Piter traci głowę i zaczyna za wszelką cenę jej bronić..
Wchodzę do pokoju i widzę puste łóżko Nowakowskiego. Albo jest na masażu, albo mnie unika. Nie interesuje mnie to. Korzystam z chwili kiedy nie ma mojego przyjaciela, idę pod prysznic i szybko kładę się do łóżka. Nie mam ochoty na rozmowę na temat mojego życia.


______________________________________________
Hej Kochane! :*
Przepraszam Was za tak długą przerwę.. Ale od miesiąca mam wroga numer jeden- szkołę.. Prowadzimy pewną wojnę. 2-0 dla klasy maturalnej :P
Mam nadzieję, że set piąty Wam się spodoba. Postanowiłam napisać go w trochę innej formie niż te poprzednie :) Chciałam wyjaśnić przeszłość naszej pary :) 
Proszę napiszcie mi czy może tak być :)

Obiecuję też, że nadrobię wszystkie zaległości u Was. Ale dajcie mi jeszcze trochę czasu :)
Miłego czytania!
Alaa ;*