sobota, 23 stycznia 2016

SET SIÓDMY

Słowa wypowiedziane przeze mnie szokowały nie tylko Bartka siedzącego naprzeciwko mnie, ale również mnie samą. Nie wiedziałam, że jestem w stanie wypowiedzieć jeszcze komuś, że go kocham.. 
W życiu tak naprawdę kochałam dwóch mężczyzn.. 
Bartka, który miał być jedynym mężczyzną mojego życia. Jak wyszło wszyscy wiemy. Potem napatoczył się ten pożal się Boże, Tobias. Niby kochał mnie, na zabój. A wskoczył do łóżka pierwszej lepszej. Wiem, jakie wszyscy mieli o nim zdanie. Ale pomimo tego, ja naprawdę go kochałam. To właśnie on uleczył mnie z całego tego bólu. To on skleił tysiące kawałków, w jedno bijące dla niego, serce.
A teraz? Jestem szanowaną panią prezes, ogromnego banku w Japonii. Nie mam nikogo, do kogo mogłabym się wieczorem przytulić. Nikogo komu mogłabym opowiadać o kolejnym takim samym dniu w pracy. 
W sumie mogłabym mieć kota, ale biedaczek nie miałby łatwego życia. W końcu panna Julia Antiga, w domu tylko nocuje. Jakbym miała wygodniejszą kanapę w biurze, to pewnie nawet spanie w domu bym pominęła.
A wracając do Bartka. Siedzi. Siedzi i wlepia we mnie swoje niebieskie oczy. Oczekuję, że coś jeszcze powiem? Chyba teraz Twoja kolej, Bartoszu..
Hmm.. Pewnie nie wiesz co masz powiedzieć? Powiem w takim razie to za Ciebie..
-Bartek, zapomnij o tym.. Dobrze wiesz, że nie umiemy sobie porządnie spojrzeć w oczy, więc nawet nie mamy co myśleć o wspólnym życiu... Poza tym Japonia? Bartek co byś robił w Japonii?
-Nie Jula! Teraz nie pozwolę Ci zapomnieć. Nie możesz udawać, że tej rozmowy nie było. Nie możesz, po raz kolejny złamać mi serca. Będę o Ciebie walczył. Będę walczył, nawet jeśli oznacza to moją przeprowadzkę do Japonii. Wiesz, że jestem do tego zdolny- spojrzał na mnie tak, że miałam ochotę rzucić się na niego, i zatopić swoje usta w jego- Mogę nawet koczować pod Twoim bankiem
-Nie. Nie przeprowadzisz się tutaj. 
-A to niby czemu?
-Bo doskonale wiesz, że jeśli będę pod Twoją presją skończy się to nie za dobrze, dla nas obojga. 
-Przecież mnie kochasz. Wiesz, że to samo czuję do Ciebie. Nie rozumiem dlaczego, nie chcesz żebyśmy byli razem!
-Może dlatego, że od prawie pięciu lat nie umiemy ze sobą porozmawiać? Jak Ty to sobie wyobrażasz?- zobaczyłam zakłopotanie w jego oczach, więc kontynuowałam mój monolog- Myślisz, że teraz rzucisz wszystko i tak po prostu przeprowadzisz się na drugi koniec świata? No i oczywiście, uwzględniasz w tym swoim jakże genialnym planie, mieszkanie ze mną, prawda? Nie sądzisz, że po takim czasie musimy się od nowa poznać?
-To znaczy, że nie chcesz do mnie wrócić?!
-Jednak jesteś idiotą. Nie chodzi o to..
-To oświeć mnie, o co.
-Nie możemy tego robić małymi krokami? Dopóki jesteście tutaj możemy się spotykać w waszym wolnym czasie. Po waszym powrocie do Polski nadal będziemy mogli ze sobą rozmawiać. Do cholery to nie jest średniowiecze..
-Rozumiem. Małe kroczki, tak?
-Ta- nie zdążyłam dokończyć, kiedy poczułam zakliszczające się ramiona Bartka na mojej talii
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w pomieszczeniu zostaliśmy sami. Impreza zdążyła się skończyć, a chłopcy już dawno leżą w łóżkach i smacznie drzemią. Co prawda, ja również miałam zarezerwowany pokój, ale po dzisiejszych przejściach wolałam wrócić na noc do domu. Zadzwoniłam po taksówkę, na którą musiałam czekać wyjątkowo tylko pięć minut. Wsiadłam do auta, nie żegnając się z siatkarzem. Wiedziałam, że nie panuję nad sobą i emocjami. Mogłabym skończyć nie w swoim łóżku, i do tego nie samotnie...
W moim mieszkaniu jak zawsze czekała na mnie tylko ciemność. No i oczywiście stos papierów, który rósł z dnia na dzień. 
Po wejściu do domu zdjęłam w końcu niewygodne szpilki i na bosaka poszłam w kierunku lodówki. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy okazało się, że jest pełna... Zazwyczaj gości w niej tylko światło. Na jednej z półek znalazłam karteczkę:

"Zawsze się będę o Ciebie martwić.
Musisz coś jeść. Zakupy to nie takie trudne zajęcie
nieznajomyalepomocny"

Stałam przed otwartą lodówką, z karteczką w ręku. Łzy zaczynały napływać mi do oczu.. Pamiętam, jak dostałam wiadomość z dokładnie tym samym podpisem. Nie przejęłam się nią zbytnio, mimo że chwilę później spełniło się wszystko co było w niej napisane.. Wzięłam to nawet za głupi żart.. Ale teraz? 
Kilka tysięcy kilometrów od Paryża. Ten sam podpis. Karteczka w mojej lodówce. To może oznaczać tylko, że ktoś tutaj był. Ktoś otworzył moje drzwi i bez najmniejszego problemu chodził po mieszkaniu... Po moim mieszkaniu..
Strach jaki gości teraz w mojej głowie, jest nie do opisania. 
Siedzę na kanapie w salonie, z zapalonym każdym światłem w domu. To jedyna opcja kiedy wiem, że nikt nie stoi za moimi plecami. Nie zadzwoniłam do chłopaków, bo wiem że zaraz kazaliby mi się spakować i zamieszkać z nimi, a następnie musiałabym opuścić całą Japonię... Nigdy nie byłam osobą powszechnie lubianą, zawsze miałam wrogów. Może to właśnie jeden z nich postanowił zadrwić z mojego zdrowia psychicznego..
Noc przespałam na kanapie, z ciągle zapalonymi światłami. Z samego rana zamówiłam wymianę zamków, i postanowiłam nie przejmować się zajściem z nocy. Jeśli coś miałoby mi się stać, to już by się stało.
Chłopacy w Japonii zostali jeszcze tydzień, ale był to głównie wypoczynkowy tydzień. Mogli pojechać w każdy zakątek Japonii, warunkiem było tylko to, że za tydzień spotkają się w stolicy z której razem polecą do Polski. 
Kubi, Igła i Piter zdecydowali się na szybki trip po największych miastach Japonii. Nie zostawili mnie samej, bo jak tylko się dało wysyłali mi tysiące zdjęć, wiadomości. Dzwonili średnio po dwa razy dziennie.. Dwa razy każdy. 
Część kadry zdecydowała się na wycieczki wokół stolicy. Wyjeżdżali rano, a wieczorem już byli znowu w hotelu.
Tylko nieliczni w ogóle nie ruszali się ze stolicy. Jednym z niewielu kadrowiczów, był Bartek. Codziennie rano przychodził do mojego banku, ze śniadaniem. Zna mnie tak dobrze, był pewny że do pracy wychodzę bez śniadania. W ogóle się nie mylił. Siadaliśmy razem przy wielkim stole w moim gabinecie i razem konsumowaliśmy pierwszy posiłek, każdego dnia. Potem Bartek zostawiał mnie na trzy godziny, tylko po to żebym chociaż trochę mogła popracować i żebym nie została najszybciej wywalonym dyrektorem. Po trzech godzinach zabierał mnie z banku i razem szliśmy na długi spacer, podczas którego nie było chwili ciszy. Tematy nam się nie kończyły, w końcu do opowiedzenia mieliśmy pięć lat życia. Spacer zazwyczaj kończył się jakimś obiadem na mieście, bądź u mnie w domu. Po spacerze znowu zostawałam sama. Chociaż przepraszam, zawsze ze mną była sterta papierów do wypełnienia "na wczoraj". Wieczory spędzaliśmy razem, ale osobno. Głównie rozmawialiśmy przez telefon, bądź przez Skype. 
Po tygodniu mogłam powiedzieć, że znowu znam Bartka. Przypomniało mi się ile cukru sypie do herbaty, albo czy woli wodę gazowaną czy niegazowaną. 
Powoli zaczęłam sobie uświadamiać, co w nim kochałam i co tak długo po naszym rozstaniu przeżywałam. 
Do aborcji wróciliśmy tylko raz. Pierwszego dnia, naszego wspólnego tygodnia. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, nie obyło się bez łez zarówno moich, jak i Bartka. Później nie widzieliśmy sensu powrotu do tej sprawy. Oboje wiemy, że nasze nienarodzone dziecko zawsze będzie w naszej pamięci.. 


________________________________________________________
Przepraszam! 
Wiem, że nie było mnie tu masę czasu. Właściwie w ogóle zniknęłam z bloggera.. 
Przez te parę miesięcy w moim życiu zaszło kilka znaczących zmian. I mimo wszystko były one ważniejsze niż blog.. 
Teraz kiedy już mam nadzieję, że wszystko wychodzi na prostą- wracam. 
Wracam do Was, na stałe :) Co prawda moja decyzja o powrocie nie była łatwa to stwierdziłam, że nie zostawię tego opowiadania tak rozgrzebanego. 
Najbardziej pomogłyście Wy! :* Dziękuję, za każdy komentarz dotyczący mojego powrotu.
A teraz zostawiam Was ze świeżą siódemką i liczę na Wasze opinie :) Wiem, że powroty są ciężkie, dlatego liczę się z tym że to nie jest mój najlepszy rozdział :)

PS. Proszę, żeby każdy z Was kto przeczyta ten rozdział zostawił po sobie chociaż mały ślad :)

Buziaki,
Ala :*

sobota, 16 stycznia 2016

KONIEC CZY NIE?

Hej Kochane! 
Dostaje od Was mnóstwo pytań, czy pojawi się ciąg dalszy historii.. 
I przyznam szczerze, że długo nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Sama biłam się z myślami, czy jest jeszcze sens pisania tej historii.
Ale.. Zdecydowałam, że dokończę coś co zaczęłam :)
Aczkolwiek, nie wiem kiedy to nastąpi. 
Teraz 90% mojej uwagi skupia się na maturze, a pozostałe 10% na studniówce (którą, mam za jakieś 9 godzin) :)

Jestem ciekawa, czy nadal jesteście zainteresowane Julką i Bartkiem. Czy może uważacie, że powinnam sobie darować bloga? 
Dajcie znać jakie jest Wasze zdanie :)
Buziaki, 
Ala :*